poniedziałek, 28 grudnia 2015

Wyścigi poduszkowców

Tym razem stworzyłyśmy grę planszową w wersji makro. Polami stały się płytki w przedpokoju. Na początku trasy Hania wykleiła z taśm izolacyjnych napis START, a na końcu META. 


Obie dziewczyny nakleiły oznaczenia pól specjalnych z resztek taśm izolacyjnych, srebrnej taśmy klejącej oraz samoprzylepnego papieru kolorowego. Cała trasa prezentowała się tak: 





Dziewczyny usadowiły się na swoich poduszkowcach, ustawiły się na STARCIE i przystąpiły do gry.

 

Rzucały monetą. Wynik rzutu wskazywał o ile pól mogły przesunąć się w kierunku mety.



 Wylądowanie na krzyżyku oznaczało postój przez jedną kolejkę, na uśmiechniętej buźce: przesunięcie o dwa pola do przodu, natomiast na smutnej - o jedno do tyłu.


Ta wersja szybko jednak im się znudziła. Zwiększyły tempo i urządziły wyścigi.


Zaczęłyśmy wymyślać coraz to nowsze wersje. Była jazda do tyłu,


czołganie się na brzuchu,


 pełzanie na plecach,


ślizganie się jedną nogą na poduszce,

 

pchanie jej rękami,


ciągnięcie nogami,


a także ruch wirowy do przodu.



Oj, działo się!

Ufff....


piątek, 5 czerwca 2015

Kolorowe wieże i gąsienice

Tego dnia było danonkowo kolorowo.

W naszej kolekcji znalazło się sporo kolorowych kubeczków po danonkach. Wykorzystaliśmy je do gry w budowanie kolorowej wieży. Na początku każdy z nas z zamkniętymi oczami losował po tyle samo kubeczków.

 




















Następnie każdy z graczy dokładał do wieży jeden ze swoich kubeczków w taki sposób, aby jego kolor był inny niż poprzedniego kubeczka. W przypadku, gdy wcześniejszy był  dwukolorowy, np. czerwono-kremowy, następny nie mógł być ani czerwony, ani kremowy. 


Miał wygrać ten, kto jako pierwszy pozbędzie się wszystkich swoich kubeczków lub będzie ich miał najmniej na koniec gry, gdy już nikt nie może wykonać ruchu. U nas była to raczej zabawa niż gra, gdyż różne odcienie tego samego koloru uznawaliśmy za różne kolory, zatem bardzo łatwo było dołożyć kolejny kubek, a na koniec nie było jasnego rozstrzygnięcia.


Po skończonej grze dziewczyny budowały dwie wieże, każda swoją,


a później wspólnie kilka jednokolorowych i porównywały ilość kubeczków w każdej z nich.


Z tych wieżyczek powstała jedna baaardzo wysoka wieża,


która szybko zmieniła się w baaardzo długą gąsienicę,


a ta z kolei rozmnożyła się przez podział tworząc dwie krótsze, 


którymi to dziewczyny jeszcze długo i świetnie się bawiły.

Tego dnia było danonkowo kolorowo.

piątek, 29 maja 2015

Poszukiwacze skarbów

Ida uwielbia serki Danio. Codziennie zjada jeden na śniadanie. Kubeczki oczywiście zbieramy, dziewczyny często się nimi bawią, np. w gotowanie obiadków czy przelewanie w wannie.

Wymyśliłam, że zbudujemy z nich grę. Ustawiłyśmy trasę tworząc góry i doliny. 


Zgromadziłyśmy sporo skarbów, 


które Hania rozmieściła pod kubeczkami. Pod ostatnim kubeczkiem znalazł się największy skarb: koralikowa bransoletka.


Ustawiłyśmy nasze pionki (tzw.chłopki) przed polem startowym. Ida miała rybkę, ja - pieska, tata - chłopca, a Hania - dziewczynkę.


Kto wyrzucił największą liczbę oczek, zaczynał grę (u nas Hania). Każdy z zawodników rzucał kostką i przesuwał swój pionek o odpowiednią ilość oczek do przodu. Jeśli wszedł na górkę (odwrócony kubeczek), zabierał ukryty skarb (pod warunkiem, że ktoś go już wcześniej nie znalazł).


Gdy zaś ktoś wszedł w dolinkę, musiał czekać jedna kolejkę rzutów kostką. Pierwsza w pułapkę wpadła rybka Idy,


ale zaraz potem mój piesek i dziewczynka Hani.


Na koniec sytuacja wyglądała tak:


Wygrała Hania, ponieważ pierwsza dotarła do mety i zdobyła bransoletkę. Poza tym udało jej się zebrać sporo ozdóbek. Na drugim miejscu znalazł się tata - zgromadził najwięcej kasy. Brąz przypadł Idzie. Ja znalazłam się poza podium z jedynie dwoma grosikami. Zawsze przychodziłam za późno. Nie mam szczęścia w hazardzie...

Hania wymyśliła swoje dwie wersje gdy daniowej. Oto jej pierwsza propozycja:


Pod kubeczkami ukryte są skarby w różnej ilości. Gracze kolejno rzucają kostką i zabierają wszystkie elementy spod tego kubeczka, na który wskaże liczba oczek. Gra toczy się do momentu, gdy pod kubeczkami nie będzie już skarbów. Wygrywa ten, kto zebrał ich najwięcej.

Poniżej inna wersja:



Skarby umiejscawia się w różnej ilości pod kubeczkami oraz na kubeczkach. Gracze kolejno rzucają kostką i stawiają swój pionek na kubeczku, na który wskazuje ilość oczek na kostce. Zawodnik, który pierwszy stanie na danym kubeczku, zabiera skarby spod kubka, natomiast kolejny - z wierzchu. Jak zatem można osiągnąć metę? Należy stanąć na pustym kubeczku nr 6 (zebrać skarby z góry albo wejść na już opróżniony) i wyrzucić 6. 

Zasady tej gry wydały mi się zbyt skomplikowane, a zwycięstwo bardzo oddalone w czasie, ale Hania przekonała mnie, ze gra jest fajna dlatego, że długo się w nią gra. Poza tym zaskakująco szybko został wyłoniony zwycięzca. Znów Hania.


wtorek, 27 stycznia 2015

Gra magnetyczna

...może wystąpić w odmianie lodówkowej, pralkowej, kaloryferowej albo po prostu tablicowej. My stworzyłyśmy wersję pralkową, jako że lodówkę mamy w zabudowie. Kaloryfer wpadł mi do głowy dopiero później.

Tworzyłyśmy wszystkie trzy: ja, Hania oraz Ida. Chodniczki rysowałyśmy pisakami do tablic suchościeralnych wykorzystując wyżłobienia w bocznej części obudowy pralki.


 Na końcu nasza gra wyglądała tak:


Każda z nas posiadała osobny chodniczek, na którym mogła rozmieścić pola funkcyjne: czerwony krzyżyk (czekasz 2 kolejki rzutów kostką), strzałkę w górę (przesuwasz pionka o 1 pole do przodu) i strzałkę w dół (cofasz pionka o 1 pole). Pionkami były kolorowe magnesy do tablic.

 
  




















Aby nie zakończyć gry zbyt szybko oraz umożliwić udział naszej dwulatce, rzucałyśmy tekturowym krążkiem z naklejonymi kółeczkami i przesuwałyśmy nasze pionki o odpowiednią ilość pól w górę aż do buźki mety.
 

Do tego celu można wykorzystać także monetę.








Po skończonych rozgrywkach dziewczyny miały sporo zabawy ze sprzątaniem.


Hanię natknęło, żeby wykonać podobną grę na tabliczce suchościeralnej. Dla każdej z nas narysowała osobną ścieżkę i pola funkcyjne.


To nic, że chodniczki miały nierówną ilość pól i że tylko na jednym, akurat tym najdłuższym, znalazł się czerwony krzyżyk. Było sprawiedliwie, ponieważ najmłodszy gracz (z racji wieku miał najtrudniej), w naszym przypadku Idusia, szedł najkrótszą ścieżką, a najstarszy (wypadło na mnie) najdłuższą...