sobota, 30 kwietnia 2016

Gra lego

Najpierw powstała instrukcja. Do każdego koloru klocka z naszego zestawu przyporządkowałyśmy zadanie do wykonania. Rysowała Hania.


Czerwony oznaczał: poskocz pięć razy na jednej nodze, pomarańczowy - skacz na jednej nodze, cztery razy dookoła własnej osi, żółty - zaśpiewaj piosenkę, niebieski - powiedz wierszyk, jasnozielony - wykonaj sześć pajacykowych skoków, ciemnozielony - zatańcz, czarny - policz od 1 do 10, brązowy - podaj dwa wyrazy na daną literę, biały -  wymień kilka zwierzątek. Kwiatuszek (każdego koloru) natomiast polecał, aby gracz przesunął swojego pionka trzy pola do przodu. To była instrukcja ogólna, ale zadania modyfikowałyśmy później dostosowując do wieku i doświadczenia życiowego, np. Idusia mogła wymienić tylko trzy zwierzątka, Hania sześć, a mama... też sześć, ale na daną literę.

Gdy instrukcja była już gotowa, zbudowałyśmy z Hanią trasę z klocków lego duplo. Nasi (Hani, Idy i mój) zawodnicy ustawili się przed linią startu, czyli przed ramką z okienkiem.

Kolejno rzucałyśmy kostką do gry i przesuwałyśmy nasze pionki o określoną ilość pól do przodu (1 klocek to 1 pole). Starałyśmy się wykonać zadanie według koloru pola, na którym wylądował nasz chłopek, aby móc iść dalej w następnej kolejce. Gdy ktoś wszedł na pole z kwiatuszkiem, wykonywał zadanie przynależne do kwiatuszka, nie zaś do koloru pola.



Wszystkie chciałyśmy jak najszybciej dotrzeć do mety: okienka z płotkiem. By tego dokonać, trzeba było się trochę natrudzić: fizycznie, wokalnie i umysłowo.

Gdy ta wersja nam się znudziła, zbudowałyśmy następną, i następną, i następną...